Forma zapisu TAB + Nuty Tonacja tej wersji A-moll Długość opracowania Jak na wideo poniżej Liczba stron 1 Kompozytor Zygmunt Noskowski Autor słów Maria Konopnicka Opis produktu Nuty w formacie PDF, które możesz sobie wydrukować i ćwiczyć swoją ulubioną piosenkę :) Powered by TCPDF (www.tcpdf.org) wygenerowano w programie shopGold
Plik Musescore można otworzyć przez darmowy program Musescore ( dzięki któremu masz pełny dostęp do edycji pliku. Możesz wykonać wiele modyfikacji jak np. zmiana tonacji, podpisanie nut, dołożenie innych instrumentów itp. - funkcji jest naprawdę bardzo wiele. Taki zmodyfikowany plik możesz następnie zapisać jako np. nuty PDF, plik MIDI, utwór MP3 itp. Hu hu ha Nasza zima zła - Piano Tutorial (łatwa wersja) Hu hu ha Nasza zima zła - Piano Tutorial (łatwa wersja)
68 views, 10 likes, 7 loves, 1 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Przedszkole Norlandia Stokrotki: Zimowe szaleństwa naszych Stokrotek Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy,
Przyroda. Hu, hu, ha nasza zima zła! Na nic zdało się topienie Marzanny. Na nic świętowanie pierwszego dnia wiosny. Zima wróciła. I wyrównuje rachunki. Jeśli ktoś nie zdążył posprzątać karmnika, to może się jeszcze pomożecie tylko tym ptakom, które wiedzą do czego służy śmieszny domek bez ścian. Ci, którzy spędzili zimę na południu, liczna śpiewająca gromada, nie zdoła odkryć na czas, jak korzystać z poczęstunku. Najgorzej z mieszkańcami gór. Wszędzie powyżej czterystu, pięciuset metrów ponad poziom bałtyckich plaż warstwa białego puchu grubieje w oczach. Śnieg zasypał trawy. Połamał chwasty z resztkami nasion. Lód polukrował młodziutkie pączki na gałązkach. Po obudzonych owadach i pająkach nie ma już ani śladu. Głód zbiera obfite żniwo. Jedyny ratunek, to ucieczka w doliny. Co tam zwierzaki. Najsilniejsi przeżyją. Proszę pomyśleć o kwitnących sadach. Właśnie przepadły morele i brzoskwinie. Za chwile mróz zniszczy czereśnie i śliwy. Właściciele sadów załamują ręce. Tegoroczne święto kwitnących jabłoni zapowiada się bardzo smętnie.
"Hu hu ha, hu hu ha ,nasza zima zła!" Chyba się nie zgodzimy z tekstem piosenki. Dla nas ta pora roku jest piękna! :)
Aktualności wróć do listy Nie od dziś wiadomo, że piękna zimowa sceneria ma w sobie wiele romantyzmu i uroku. Czasami (choć niestety rzadko) ten czar wykorzystują nasze Gwiazdy w swoich teledysków, wykorzystując zimę właśnie jako tło do pięknych piosenek o miłości. O miłości z zimą w tle Jeden z popularniejszych przebojów Bożeny Mielnik – Dla Ciebie kochany – został zilustrowany clipem właśnie w zimowych klimatach. W tym przypadku trzeba przyznać, że zabieg był dosyć odważny i ryzykowny (zarówno fragmenty tekstu, jak i sama muzyka – utrzymana w lekko wschodnich oraz południowych klimatach – przywodzą na myśl zdecydowanie lato, ciepło, skwar, wakacje). Niemniej takie połączenie przeciwności przyniosło interesujący efekt, a sam pomysł można zaliczyć do udanych. Warto wspomnieć, że ujęcia plenerowe stanowią tylko część teledysku, przeplataną ujęciami z wnętrz. Kola i Jula w swoim wielkim hicie Serce nie kłamie również postawił na zimowe akcenty. Spora część ujęć do nastrojowej ballady powstało w plenerze, w malowniczej, niebanalnej zimowej scenerii. Choć zima stanowi tutaj tylko subtelne tło, niewątpliwie dodaje sporo uroku pięknemu teledyskowi i podkreśla charakter ballady. Chyba zdecydowanie najbardziej znanym zimowym teledyskiem do piosenki o miłości jest (i raczej pozostanie na długo) teledysk do wielkiego przeboju Duetu Karo – Już na zawsze z Tobą. Ta piękna, niezwykle romantyczna ballada została bardzo efektownie zilustrowana świetnie zrealizowanym clipem w zimowej scenerii. W przeciwieństwie do większości omawianych przez nas zimowych teledysków, tym razem zdecydowana większość zdjęć powstała w plenerze (Park Śląski). Pięknie zrealizowane zdjęcia podkreślają i oddają charakter tej pięknej ballady. Kto świętuje w lipcu? Śląski Gwiazdozbiór Słowniczek: z naszego na polski i z polskiego na nasze Lista przebojów 1. Ewa CzajkaNajlepszy czas 2. Damian HoleckiI Can't Help Falling In Love 3. Tomasz CalickiCzy uwierzysz 4. Izabela FojcikTańczyć, marzyć, kochać 5. Krzysztof PietrekZa wszystkie nasze dni 6. Blue PartyJeśli kochasz, proszę mów 7. Proskauer EchoDziękuję Ci, że jesteś tu 8. AlinaNasz czas 9. Krzysztof KoniarekDobrze to wiem 10. Paweł GołeckiZłoty warkocz 11. StachDobry gest 12. Tim FabianZabiorę Ciebie do gwiazd 13. Claudia i Kasia ChwołkaKawa 14. MagdaLiczi 15. KamratyI jo, i Ty
"Hu! hu! ha ! Nasza zima zła! Szczypie w oczy, szczypie w uszy, mroźnym śniegiem w oczy prószy, wichrem w polu gna! Nasza zima zła!" Chociaż śniegu za
zapytał(a) o 19:20 Hu, hu, ha nasza zima zła Muszę zaśpiewać piosenkę hu, hu, ha nasza zima zła, na muzyce, ale nie mogę znaleźć tekstu piosenki...dacie mi tekst piosenki, nie stronę, tylko tekst. Muszą być 3 zwrotki...Z góry dziękuję..: )) Mam jakąś zrytą muzykę, będę musiała solówkę śpiewać...trzymajcie kciuki..:)) xdd Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2012-02-20 19:38:57 Odpowiedzi Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!Szczypie w nosy, szczypie w uszyMroźnym śniegiem w oczy prószy,Wichrem w polu gna!Nasza zima zła!Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!Płachta na niej długa, biała,W ręku gałąź oszroniała,A na plecach drwa...Nasza zima zła!Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!A my jej się nie boimy,Dalej śnieżkiem w plecy zimy,Niech pamiątkę ma!Nasza zima zła!Prosze. ;) Majka xp odpowiedział(a) o 19:22 Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!Szczypie w nosy, szczypie w uszyMroźnym śniegiem w oczy prószy,Wichrem w polu gna!Nasza zima zła!Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!Płachta na niej długa, biała,W ręku gałąź oszroniała,A na plecach drwa...Nasza zima zła!Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!A my jej się nie boimy,Dalej śnieżkiem w plecy zimy,Niech pamiątkę ma!Nasza zima zła! Uważasz, że ktoś się myli? lub
50 samochodów i 100 furmanek. Kolejna „zima stulecia” nawiedziła Polskę i Kraków w styczniu i lutym 1963 r. Kraj przykryła gruba warstwa śniegu. 19 stycznia nad ranem w Płocku odnotowano minus 35,6 st. W nocy z 12 na 13 stycznia w Jabłonce na Orawie było minus 31 st., a w Krakowie „tylko” minus 22.
Jestem dzieckiem miasta. Zawsze byłam. W Rudawie mieszkamy dopiero cztery i pół roku, i ja stopniowo uczę się tego wiejskiego życia. Tego, że pod żadnym pozorem nie należy pracować w niedzielę. Tego, że plewienie od wiosny do jesieni to nie jest fanaberia i relaks tylko konieczność. Tego, że odpadki organiczne niesie się na koniec sadu do kompostownika. Tego, że od lata do jesieni codziennie robi się przetwory (jednak darów Bożych nie należy marnować). Tego, że w zimie dzień zaczynam od rozpalenia w piecu (mamy piece kaflowe). Tego, że w zimie na noc ściąga się rurę od piecyka gazowego w łazience. To już jest dla mnie zupełnie naturalne, i robię to bez specjalnego zastanawiania się nad tymi czynnościami. Po prostu tak trzeba. Ale po pierwsze – jeszcze sporo nauki przede mną, a po drugie – nie zawsze tak było. Musiałam się tego nauczyć, i ta nauka trochę kosztowała. Nerwów przede wszystkim:) Pierwsza zima w Rudawie. Pewnego ranka cztery lata temu, obudziłam się, poszłam do łazienki w celu wiadomym, i okazało się, że nie ma wody. Zaniepokojona obudziłam Piotrka i przedstawiłam mu problem. Też się zaniepokoił. I słowo to oddaje pełnię uczuć, jakie mu towarzyszyły, ale tylko do momentu zejścia do przyziemia i zorientowania COtak naprawdę się stało. A stało się źle i spektakularnie. Zamarzła nam pompa wodna. Bardzo mało komfortowa sytuacja, ale zwalczyć ją trzeba. Poleciałam migiem po sąsiada, który jest specjalistą od pomp, i człowiek kazał tę pompę odmrozić. Puścić na nią ciepłe powietrze – farelką albo innym grzejnikiem – i jeżeli pompa się nie spaliła, to będziemy mieć wodę za niedługą chwilę. Tak właśnie zostało uczynione, i ku naszej ogromnej uldze, okazało się, że pompa spalona nie jest. Po czterdziestu minutach mieliśmy wodę:) Wydawało nam się, że kryzys został zażegnany. Jakież było nasze zdumienie, kiedy okazało się, że pompa co prawda odmarzła, ale wody jak nie było – tak nie ma. Dokładniej ciepłej wody, bo zimna (LODOWATA) z kranu leciała. Nie wiedzieć czemu, nie chciała lecieć w toalecie. Hmmm, zastanowiło nas to, ale podeszliśmy do tego z ciekawością badaczy, i postanowiliśmy niezwykłe zjawisko poobserwować, by na przyszłość znać jego przyczyny. No i poznaliśmy!! W sposób szalenie spektakularny. Mianowicie w pewnym momencie z piecyka gazowego prosto na ścianę zaczęła wściekle pod sporym ciśnieniem lać się woda! Piotrek wykonał skok do przyziemia i zakręcił główny zawór wodny. Konflikt został zażegnany, ale nie wiedzieliśmy, co też spowodowało efektowny acz mało pożądany gejzer. Szybki telefon do wujka hydraulika i jeszcze szybsza jego diagnoza: „Nagrzewnicę wam szlag trafił. Musicie ją zespawać”. OK – trzeba to trzeba; wyruszyliśmy na poszukiwanie spawacza urządzeń CO, wod-kan, gaz, i udało się go szybko znaleźć. Nagrzewnica została zaspawana. Piotrek zamontował ja do piecyka, i po dłuższej chwili historia się powtórzyła. Poszliśmy po rozum do głowy. Okazało się, że wylot komina od piecyka łazienkowego jest bardzo krótki, i po prostu cofające się mroźne powietrze powoduje to, że woda zebrana w rurkach nagrzewnicy zamarza, po zamarznięciu – zgodnie z prawami fizyki – zwiększa swoją objętość i rurka pęka. Oczywiście my nic o tym nie wiemy, bo w nagrzewnicy trwa sobie niewzruszenie zgrabny sopel. Ale trwa tylko do czasu, kiedy odkręcimy kurek z ciepłą wodą. Wtedy zapala się gaz, ogień szybko sopelek rozmraża i gejzer na ścianie gotowy:) Po zrozumieniu tej prostej zależności, nabraliśmy obyczaju ściągania na noc w zimie rury od piecyka i zatykania dziury ręcznikiem:) Ale…to był tylko jeden problem. Drugi był taki, że mimo naszych najszczerszych chęci nie byliśmy w stanie spowodować tego, żeby woda z umywalki i wanny spływała do odpływu. Po zorientowaniu sprawy w przyziemiu, okazało się, że resztki wody, które pozostały w rurach odpływowych zamarzły również i w związku z tym, woda nie była w stanie spłynąć. Skutecznie zatrzymywał ja lodowy czop. Na szczęście były to tylko resztki wody, więc zamarzając zwiększyły, i owszem, swoja objętość, ale nie rozsadziły nam rur:) Hurra:) Zdemontowaliśmy odpływ i przy pomocy suszarki do włosów jęłam rozmrażać bryły lodu wewnątrz rur odpływowych. Udało się, ale powstał w naszych głowach problem. Przecież jeżeli zamarzło raz, to zamarznie ponownie. Co robić? Rozwiązanie okazało się proste:) Ociepliliśmy sufit pod łazienką (ten w przyziemiu) dwudziestocentymetrowym styropianem, uprzednio rzeźbiąc w nim piękne bruzdy pod nasze urządzenia hydrauliczne. Sposób się sprawdził i działa do dziś:) Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że to był koniec naszych kłopotów tego dnia. Nie wiedzieć czemu, ale w dalszym ciągu nie było wody w spłuczce do muszli. Pompa – już rozmarznięta – chodziła, woda była (nawet ciepła), odpływ w wannie i umywalce działał, a w toalecie wciąż nie było wody! Wyjaśnienie okazało się proste, ale i z lekka przerażające. Otóż…zamarzła rurka doprowadzająca wodę do toalety, a biegnąca w zewnętrznej, nieocieplonej ścianie domu. Pozostało spłukiwanie ręczne. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że miałam wtedy w domu dwóch maluchów sikających jak najęci (trzeci też sikał, ale że nie miał jeszcze roku, więc robił to w pieluszki), i za każdym razem trzeba było to wiaderko napełnić i po malcu spłukać. Rozmarznięcie zajęło rurce dokładnie trzy tygodnie. Jeżeli myślałam, że to już wszystko, co może mnie spotkać w związku z mrozami ze strony naszej łazienki, to byłam w błędzie! Mianowicie ta sama rurka, która doprowadzała wodę do spłuczki, doprowadzała ją też do pralki. Efekt? Przez trzy tygodnie w środku zimy nie miałam pralki, tylko martwego trupa w kącie łazienki. A w domu trójkę małych dzieci, które brudziły wszystko tak, jak to tylko małe dzieci potrafią robić. Efekt? Trzy tygodnie prania wszystkiego w rękach. Po pięciu osobach, w tym trójce dzieci. Wrogowi nie życzę. Kiedy uporaliśmy się już z reanimacją urządzeń sanitarnych, które w tym dniu dało się reanimować (a zajęło nam to dokładnie cały dzień), dowiedzieliśmy się od znajomych, że w nocy u nas na wsi było minus dwadzieścia siedem stopni. Zimno! Od tamtego momentu – mimo, że pompę mamy już inną, a i przyziemie jest bardziej uszczelnione – pozostał nam taki głupi nawyk, że wszystkie rurki wodne przy pompie są czule obwiązane ciepłymi szalikami:) Inna sprawa, że przy takim mrozie, zdjęcia wychodziły mi przepiękne. Jedne z najładniejszych, jakie w życiu zrobiłam. A robiłam je codziennie prowadząc dzieci do szkoły i przedszkola. (Dokładniej to wracając po zaprowadzeniu dzieci, których było mi zwyczajnie żal. Kiedy rano maszerowaliśmy przy piętnastu stopniach mrozu, to nawet wazelina na buziach nie pomagała, i młodzież dochodziła do przedszkola i szkoły zamarznięta, ze łzami w oczach i z bolącymi twarzami). Po tamtej zimie każdą kolejna uważałam za łagodną… raczej. Śnieżne były – i owszem – ale łagodne. PS. Za oknem towarzyszy mi przepiękny wschód słońca. Tu, na wsi są przepiękne. Dużo ładniejsze od zachodów, które też są obłędne. Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Na przykład możliwość obejrzenia przepięknego wschodu słońca:) Fotka: jedno z porannych zdjęć zrobionych w czasie tamtej pamiętnej zimy:)
. 547 133 122 630 765 239 754 66
hu hu ha nasza zima zła nuty na flet